Uwielbiam, gdy pogoda tak miło zaskakuje i pod koniec października serwuje nam letni wiatr i słońce, które mnie budziło zaglądając przez okno do sypialni.
Do tego jeszcze dodatkowa godzina snu, błogie lenistwo i mąż u boku...Żyć, nie umierać!
Długo jednak w łóżku nie wytrzymałam i jeszcze w pidżamie pognałam do kuchni. :) Wzięłam się za szarlotkę, o którą dopominał się Sebastian, zrobiłam pasztet z grzybami, rosół i dojadłam tartę z grzybami leśnymi. Jaka szkoda, że już jej nie ma! Jeżeli tylko lubicie smak i zapach świeżych grzybów leśnych, to bardzo Was zachęcam do przygotowania tej tarty. Najdłużej zajmuje oczyszczenie i podsmażenie grzybów- reszta to "pikuś" ;)
Mimo wszystko warto poświęcić pół godziny "sam na sam" z grzybami i nacieszyć się ich zapachem. Powolutku, powolutku się już kończą. Korzystajcie z cudnej pogody, wybierzcie się na spacer do lasu i przynieście do domu kosze pełne grzybów. Chociaż część ususzcie- nie ma to jak sos do mięsa z aromatycznymi grzybkami, czy świąteczny, swojski bigos z ich dodatkiem.